Zachód słońca był piękny, ale ja nie patrzyłem... Na co, albo kogo patrzyłem? Tak dobrze się domyślacie... Na Omegę. Siedzieliśmy w ciszy. Ona najpierw patrzyła na słońce, ale potem spojrzała na mnie. Zaczerwieniła się. Ja też. Patrzyliśmy sobie w oczy przez kilka minut. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Zwyczajnie nie mogłem... Raz kozie śmierć....
-Omego...?- spytałem cicho.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz