Strony

piątek, 22 sierpnia 2014

Od Obi'ego

Ech... Łatwego życia to ja nie miałem...
Urodziłem się na ulicy, w zimie. Miałem jeszcze szóstkę rodzeństwa, jednak... Nie na długo. Dwie moje siostry i jeden brat odeszły już pierwszego dnia. W ciągu następnego tygodnia odeszła reszta... Tylko ja przeżyłem. Ale były też jasne strony. Mamie łatwiej było wyżywić tylko siebie i mnie. Jakoś sobie radziliśmy.
Gdy podrosłem pomagałem mamie polować na myszy i szczury oraz żebrać.
Po pewnym czasie zawędrowaliśmy na jakąś wieś. Tam przygarnął nas jakiś farmer... Ale czy to na pewno było zbawienie? Rzadko nas karmił, trzymał na łańcuchu. Do dyspozycji mieliśmy tylko jakieś rozklekotane budy.
Matka odeszła miesiąc później. Zostałem sam.
-------------------------------------------------------------
Lato. Słońce. Okropny upał. Brak wody. Krótki łańcuch.
Wgramoliłem się do budy, chociaż to nie wiele pomogło. Zamknąłem oczy...
Obudziły mnie wściekłe krzyki na zewnątrz. Wyszedłem, by zobaczyć, co jest grane. Gwałtownie zakręciło mi się w głowie, jednak jakoś udało mi się stanąć na łapach i wyjść na zewnątrz. Tam dostrzegłem czwórkę ludzi kłócących się przy płocie. Farmer kłócił się z jakimś mężczyzną, a obok stały kobieta i dziewczynka. Potem straciłem świadomość.
-----------------------
Od tamtych zdarzeń minęło... Trochę czasu. Jednak... Pies nie zapomina o krzywdzie. Ani o ratunku... Byłem psem bardzo oddanym właścicielom. Żadnej agresji, czy gryzienia kanapy (a chciało by się...).
-----------------------------
Obudziłem się dość wcześnie. Rozejrzałem się po pokoju z perspektywy ,,nogi łóżka", jednak widok był jak co dzień. Pokój, jak pokój... Dla mnie, psa, w różnych odcieniach szarości, czerni i bieli. Jednak był to bardzo jasny pokój. Zeskoczyłem z łóżka, na którym już dawno byłem tylko ja, po czym podreptałem w stronę drzwi a dalej schodów, aż do salonu, w którym siedziała trzynastoletnia dziewczynka. Podbiegłem do niej merdając ogonem.
- Cześć, Obi!- powitała mnie po czym wstała i poszliśmy do holu, w którym wisiały moje szelki i smycz. Jak co dzień wyszliśmy na spacer, okrążyliśmy osiedle i już wracaliśmy do domu, gdy dostrzegłem jakiegoś psa. Nie pachniał znajomo, więc... Cóż, nie wiedziałem, czy mam na niego warczeć, czy merdać ogonem. Jednak pies zbliżał się i to szybko.

<<jakiś pies?>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz