- Spoko to... to nic. - Mruknąłem patrząc jedynie na odbicie. - Nie każdy... Ma szanse.
- Derter! Ile mam cię wołać! - Usłyszałem warknięcie Hektora.
- Wybacz!
- Ej gdzie idziesz? - Zapytała Carrie.
- Uczyć się walki. Hektor to wyśmienity wojownik i obrońca. - Westchnąłem. "Przynajmniej tak pozbędę się tamtego dnia." - Pomyślałem. Pobiegłem do Amstaffa. Chciałem wymazać ten dzień z pamięci, zapomnieć mojej głupoty i ten wiersz.
~3 Godziny treningu później~
- Dobra, starczy bo mi tu pawia puścisz. - Mruknął Hektor po tysiącach pompek. Wstałem i ruszyłem z dumnie wypiętą piersią nad jezioro. Widząc swe odbicie przypomniała mi się Deriona. Moja siostra. Ile bym dał by ją znów zobaczyć...
- Derter?
- Carrie. Co jest? - Mruknąłem nie odwracając się.
<Carrie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz