Urodziłam się w Polsce. Moi rodzice mnie zostawili...
Byłam mała, nie rozumiałam wszystkiego. Jedyne co pamiętam to kawałek rozmowy:
- Co z nią zrobimy?
- Wyrzućmy ją do rzeki!
- Sama wiesz, że dobrze pływa.
- Ogłuszmy i podrzućmy ludziom!
- To jest plan!
Nagle poczułam ból... Zostałam uderzona w głowę.
Obudziłam się w tekturowym pudełku, na środku ulicy. Wytężając wszystkie mięśnie, osłabiona wyskoczyłam z niego. Jakaś mała dziewczynka wzięła mnie na ręce i przygarnęła. Ale to nie było takie łatwe jak mogłoby się zdawać... Jej ojciec mnie maltretował, ale nie mogłam uciec, byłam zamykana w toalecie.
Pewnego dnia dziewczynka wrzuciła mnie na statek i zapłakała: "Tam będzie ci lepiej niż u nas, kocham cię Cassidy!".
Usłyszałam kroki, podeszła do mnie szczupła, wysoka kobieta.
- A co to, wyrzutek? - uśmiechnęła się. - Po przypłynięciu na port, zaniesiemy cię do schroniska, mała. Zmęczona, zasnęłam.
***
W schronisku, było zimno i nieprzyjemnie. Inne psy ze mnie drwiły, uważały za małą, biedną, księżniczkę, przyzwyczajoną do luksusów. Pewnego dnia, udało mi się uciec i zaczęłam się błąkać...
*** Nastała wiosna. Kwiaty zakwitły, ptaki śpiewały, było słonecznie. Wiał lekki wiatr.
Byłam przepełniona energią. Jednak mięśnie mojej twarzy niebyły zdolne do tego, by się uśmiechnąć. Robiłam to rzadko. Postanowiłam wybrać się na przechadzkę po lesie. Szłam, szłam i szłam chyba z 3 godziny bez przerwy, aż w końcu się zatrzymałam. Zorientowałam się, że nie wiem gdzie jestem. Byłam tak głęboko zamyślona kiedy szłam... Moim oczom ukazał się nieznany dotąd krajobraz. Wypełniały go lasy, jeziora, góry i rzeki. Miejsce, w którym się znajdowałam było jak z bajki. Chciałam się uśmiechnąć, ale zapomniałam jak... Tak więc ta malownicza kraina wywołała we mnie tylko okrzyk zachwytu. Chciałam iść dalej, zdobywać świat... Czułam się jak na skrzydłach. Poczułam potrzebę podzielenia się z kimś moimi poglądami, myślami. Ale nikogo w pobliżu nie było. Tak bardzo chciałam poczuć coś czego nigdy nie doświadczyłam - przyjaźń. Biegłam przed siebie w poszukiwaniu tego kogoś... Czułam, że już niedaleko. Nareszcie! Poczułam zapach innego psa, po roku nie wypowiedzenia ani jednego słowa, ani jednego mruknięcia i prychnięcia do żywego stworzenia. Zawsze byłam taka nieufna, ale i mnie uznawali za dziwadło. Biegłam w miejsce, z którego unosił się zapach. Byłam bliżej i bliżej... Nagle stanęłam. Po co mi ten ktoś? Żeby ze mnie szydził... Poczułam strach. Zdołałam się przełamać i znowu to poczułam, ale 100 razy silniejsze. Zobaczyłam zakręt. A tuż za nim... piękną suczkę. Podeszłam:
- Cze... cze ..cześć - wydusiłam.
- Witaj - uśmiechnęła się.
- Czy prowadzisz sforę? - jakimś cudem dałam radę wydusić uśmiech.
- Tak, chcesz dołączyć?
- No.. jasne! Przepraszam, nie przedstawiłam się - Cassidy.
- Omega. Chodź, poznam cię z innymi!
Wszyscy mnie przyjaźnie przyjęli, chyba zaakceptowali. Tak bardzo bym chciała, żebym mogła tu zostać i być szczęśliwa, zdobyć przyjaciół...