wtorek, 27 maja 2014

Od Merkurego C.D. Omega

Otworzyłem oczy... Byłem u medyczki.
-Nie martw się, Omega. Ty tylko płytka rana. Jest mocno krwawiąca, ale to nic wielkiego. W przyszłym tygodniu nue będzie po niej śladu.- usłyszałem westchnienie ulgi... Omega podeszła do mnie....
-Masz rak więcej nie robić. Kiedy mi odpowiadałeś, byłam przekonana, ze żartujesz! Czemu mi to zrobiłeś?!- przytuliła mnie.
-Ja...? M-Mówiłem do... do ciebie....?- zdziwiłem się. We łbie nadal mi chuczało, ale mniej.
-Tak! Mówiłeś, że to żarty!
-Nie... Nie mówiłem t-tego świadomie...
-Och.. Mniejsza o to..n najważniejsze, że już wszystko dobrze...- powiedziała.
-Możemy już iść?- spytałem.
-Tak, tak... Ale przyjdź wieczorem na zmianę opatrunku. Musi być czysty i świeży, bo w nocy w powietrzu unosi się wilgoć, która spowalnia gojenie. Nie zapomnij.
-Nie musisz się martwić. Zadbam o niego.- Omega zaśmiała się. Wyszliśmy z jaskini medyczki. Kiedy byliśmy już u siebie, zauważyłem, że nigdzie nie ma dzieci...
-Gdzie one? Znów je wywiało?- spytałem zaniepokojony.
-Są już praktycznie dorośli i mają też swoje sprawy!- zaśmiała się.- My też mamy swoje...- powiedziała i mnie delikatnie przewróciła... Stała nade mną z tym swoim pociągającym uśmieszkiem....
-No... Skoro nalegasz....- powiedziałem z udawaną obojętnością i zasłoniłem wejście do jaskini... Odwróciłem się, a ona leżała uśmiechnięta na posłaniu. Podszedłem do niej i zaśmiałem się.
-Ty to wiesz jak poprawić mi humor Zgrywusko...- zacząłen ją namiętnie lizać... A ona oddała mi się zupełnie... Spędziliśmy razem bardzo przyjemny wieczór... Potem trzeba było iść zmienić opatrunek i zatrzymaliśmy się z niechęcią... Po zmianie opatrunku wróciliśmy do jaskini i zabawa zaczęła się na nowo.....


<Omega....? -.->

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz