Poczułam, jak wpełza na mnie lepkie błoto. Zachowałam się nietaktownie śmiejąc się z tego niefortunnego wypadku. Teraz sama byłam na miejscu Delgada i to on śmiał się ze mnie. Wyplułam wilgotną ziemię, bez słowa wychodząc z kałuży. Doberman popatrzył na mnie pytająco.
- Muszę iść się umyć, wybacz - westchnęłam z niezrozumiałą dla siebie oziębłością. Moje ślepia rozglądały się zlodowaciałym spojrzeniem. Dlaczego tymi gestami karałam Delgada? Dlaczego karałam siebie?
Spuściłam głowę odwracając się raptownie. Samiec chciał mnie złapać za ramię i prawdopodobnie powstrzymać, jednak odsunęłam się szybko. Bałam się jego dotyku... Po tym jak mnie skrzywdzono bałam się dotyku każdego. Bałam się jeszcze kogoś. Arlene, siebie.
Biegłam z kamienną twarzą ku jeziorze, starając się za wszelką cenę ukryć smutek, który na zawsze zagościł w moim sercu. Delgado powienien znaleźć sobie lepszego towarzysza.
{Delgado? W czym Arlene jest niedoświadczona?xd}
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz