Usłyszałam za sobą szept Delgada i natychmiastowo drgnęłam. Mój oddech stał się niespokojny i szybki. Ja nad tym nie panowałam. Strach przeszył mnie na wskroś, jak zatruta strzała. Nie wiedziałam co robić, co mówić.
- Nie masz za co. To nie twoja wina - powiedziałam impulsywnie, źle wymawiając niektóre samogłoski. Moje serce nie biło, ono żłobiło sobie przejście w mojej klatce piersiowej, by podejść do gardła. Samiec podał mi kwiaty. Wymusiłam delikatny uśmiech, mówiąc grzecznościowe 'dziękuję'. On chyba źle odczytał moją mimikę.
- Przeszkadzam ci, Arlene? - wyczuł moją dolegliwość, unosząc brwi.
- Nie chcę żebyś mnie źle zrozumiał, ale... Tracisz dla mnie czas - słowa zatrzymywały mi się w gardle. Nie czekając na odpowiedź psa, zanurzyłam pysk w wodzie by trochę ochłonąć.
{Delgado?}
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz