Delgado odszedł, zostawiając mnie samotną w rzecznej wodzie. Kiedyś myślałam, że samotność i ja jesteśmy sobie przeznaczone; myślałam tak całkiem niedawno. Teraz... Czuję wewnętrzną pustkę, nie wiem co mam robić, kompletnie się gubię. Zagryzłam nerwowo wargi. Od kiedy pamiętam stroniłam od relacji damsko męskich, wiedząc, że nawet niepozorna przyjaźń może w najmniej oczekiwanym momencie zmienić się w miłość, swojego rodzaju pożądanie. Boję się tego. Nie chcę tego.
Powoli wyszłam na brzeg. Uprzedzenia dalej kierowały moim sercem, zachłannie czerpiąc z niego soki. Mimo to, pobiegłam za świeżym śladem samca. Doprowadził mnie na klify, morskie wybrzeże. Rozejrzałam się, niespokojnie oczyma lustrując horyzont. Wtem dostrzegłam dobermana stojącego na krawędzi skalistego klifu z rosterką i rozpaczą spoglądającego w dół, zaglądającego w oczy diabła. Wiedziałam, że pies stoi na progu śmierci, a z jego pyska odczytać się dało żal i zdecydowanie, drogą dedukcji prowadzące do jednego. Bez opamiętania rzuciłam się w jego stronę i dopadłszy Dela, szybko odciągnęłam go od krawędzi. Spojrzał mi w oczy ze zdezorientowaniem. Uderzyłam go łapą w pysk, nie siląc się na troskę.
- Co ci odpieprzyło?! - wrzasnęłam, a mój głos rozniósł się echem po wybrzeżu. Każda moja krwinka gotowała się od środka. Przerażała mnie myśl, że ktoś chciał popełnić na moich oczach samobójstwo.
{Del? Równie dobrze mogłam cię zepchnąćxd}
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz